„Bristol” – wspomnienie snu
(z pamiętnika Ulicznego Szamana, Bytom)
Śniłem znów tamten dzień. Choć było nie tak kolorowo i beztrosko...
Mgła była jak mleko przemieszane z popiołem, a ulice Bristolu wiły się jak węże, mokre od deszczu i pełne milczenia. To nie był zwykły sen - to był ten sen, który wraca tylko wtedy, gdy duchy mają coś do powiedzenia...
W śnie czuję smak tamtego papierosa. Słodkawy, dziwnie znajomy… jak obietnica, której nie powinienem był słuchać.
Powiedzieli: „Spokojnie, to tylko marihuana.”
Ale dym był gęstszy niż zwykle, a czas zaczął się łamać.
Najpierw światło stało się żółte jak kurz w opuszczonej świątyni. Potem dźwięki zaczęły się oddalać, jakby ktoś ściszał rzeczywistość gałką od starego radia. Ludzie mówili coś, ruszali ustami, ale ja już ich nie słyszałem. Przez moment widziałem siebie z góry - jakbym był tylko powłoką. Ciałem. Cieniem człowieka. I wtedy pojawiła się ona.
Postać utkana z czerni, naga, z włosami jak wodospad...
Podeszła i położyła mi dłoń na sercu.
- „Nie umrzesz dzisiaj, dziecko ognia. Ale jeśli wrócisz… już nigdy nie będziesz taki sam.”
Obudziłem się.
Nie od razu.
Najpierw był tylko oddech - czyjś, nie mój. I chłód, który sączył się pod skórę, jakby ktoś wlewał w moje żyły cień.
Nie mogłem się poruszyć.
Nie czułem nóg. Ani dłoni. Ani czasu.
Tylko coś... wbite w rękę - cienki plastik, kroplówka.
Krople spadały jak rytm z innego świata.
Tik. Tik. Tik.
Odległe. Jednak beznadziejnie realne...
Oczy miałem półprzymknięte, jakby ktoś przykleił mi powieki od środka. Wszystko było rozmazane - jakby ktoś rozciągnął obraz życia po mokrej szybie. Światło jarzeniówki powoli przebijało się przez biel. I dźwięki...
...Nie słowa. Nie sens.
Tylko szarpane głosy, gdzieś za zasłoną.
Nie wiedziałem, gdzie jestem.
Czy umarłem?
Ale w środku, gdzieś głęboko - nie bałem się.
Bo już tam byłem. Po innej stronie. A to… to było tylko powrót. Nieprzyjemny, drżący, ale konieczny.
I wtedy pomyślałem:
„Jeśli dane mi było się obudzić, to znaczy, że coś mam zrobić. Że coś zostało niedopowiedziane.”
Nie znałem jeszcze swojej przyszłej drogi. Nie miałem gnozy, talizmanów, ognia w biodrach.
Ale już wtedy byłem czymś innym niż przedtem.
Nie wiem, co dokładnie mi wtedy dali.
Ale wiem, że nie był to tylko narkotyk.
To był rytuał, o którym nie wiedzieli nawet ci, co mi go podali.
Inicjacja. Przejście.
Od tamtej nocy nie mogę patrzeć na świat tak samo.
Słyszę rytmy pod chodnikami, szept ścian, sny obcych ludzi.
Zacząłem wić moje dready — z drewnem, które mnie chroni.
Ostatnio zacząłem rzeźbić amulety, bo moje ręce nagle wiedziały, co robić.
A najważniejsze — zrozumiałem, że każdy sen to brama.
I że Bytom, moje miasto, też śni. Czasem szeptem cegieł. Czasem krzykiem komina.
A ja? Ja jestem tym, który śni razem z nim. Który tańczy z jego cieniami.
Szaman.

