Współczesne rozumienie układu słonecznego, oparte na heliocentrycznym modelu Kopernika, jednoznacznie podważa podstawy astrologii, która od starożytności opiera się na założeniu geocentrycznym – że to Ziemia znajduje się w boskim centrum Wszechświata, a pozorne ruchy ciał niebieskich po firmamencie mają bezpośredni wpływ na ludzkie losy.
Trwanie przy astrologii, podczas gdy zaakceptowaliśmy heliocentryzm i zgłębiliśmy fizyczne prawa rządzące Wszechświatem, jest więc próbą łączenia systemu, który w założeniach sprzeczny jest z – przyjętym konwencją – obecnym obrazem kosmosu.
Geocentryzm jako fundament astrologii
W antycznej kosmologii przyjmowano, że wszystkie gwiazdy i planety krążą wokół nieruchomej Ziemi, umieszczonej w sercu zamkniętej sfery – firmamentu. Tylko w takim układzie można było tłumaczyć, dlaczego ich ruchy są obserwowane z perspektywy ziemskiej i – zgodnie z ówczesną filozofią – przekładają się na wpływy „z góry” na ludzi, państwa czy zjawiska naturalne. Bez tej metafizycznej konstrukcji nie miałoby sensu mówić o „aspektach” planetarnych czy o „domach” horoskopu jako o realnie działających siłach.
Rewolucja kopernikańska a obalenie geocentryzmu
W XVI wieku Mikołaj Kopernik zaproponował model, w którym to Słońce, a nie Ziemia, jest centrum układu planetarnego. Następnie argumentacje Galileusza – choć kontrowersyjne – dostarczyły nowego przekonania, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie. W tym nowym obrazie kosmosu przestaje więc istnieć żadna naturalna „osiowa” relacja ciał niebieskich względem Ziemi, która miałaby przekazywać im swój wpływ.
Astrologiczne „wpływy” w świetle konwencjonalnej nauki.
Astrologia zakłada, że układ planet i ich pozycje w momencie narodzin człowieka decydują o jego charakterze i losie. Tymczasem fizyka i astronomia uczą, że wpływy ciał niebieskich na Ziemię ograniczają się w praktyce do grawitacji (i promieniowania słonecznego), których siła maleje wraz z odległością, a więc ruch Merkurego czy Wenera nie może mieć innego „zastosowania” wobec życia na Ziemi niż drobne fluktuacje pływowe czy promieniowanie. To jednak nic wspólnego z interpretacją astrologiczną.
Brak mechanizmu przekazu „kosmicznej energii”.
W geocentrycznym świecie wierzono w istnienie niewidzialnych sfer czy eteru, który przenosił wpływy planetarne. W modelu heliocentrycznym nie ma już takich sfer – przestrzeń jest jednorodna i rozciągła, a oddziaływania są kwantyfikowane w ramach znanych sił fundamentalnych. Żaden z obserwowanych procesów fizycznych nie wspiera więc idei, że układ planet w chwili urodzin mógłby „zaszczepiać” w człowieku określone cechy.
Konsekwencje dla praktyki astrologicznej.
Jeśli uznamy, że Ziemia jest jedną z wielu planet krążących wokół Słońca, tracimy podstawowy argument, że nasze położenie w kosmosie jest wyjątkowo faworyzowane i obserwowane przez boskie czy magiczne siły. Astrologia zaś bez tego antropocentrycznego paradygmatu pozostaje jedynie zestawem symboli i archetypów, nie mających oparcia w żadnym realnym mechanizmie oddziaływania.
Ja preferuję starożytny system. Może dlatego, że to astronomia była królową nauk, w czasach filozofów.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz